Piątek wspomnień: Andrzej Maziec
Andrzej Maziec – bydgoszczanin nieoczywisty (1948 – 2015)
11 stycznia 1958 roku, na 10 urodziny Andrzej Maziec dostał od Pani Janki, przyjaciółki rodziców z Wilna, pierwszy aparat fotograficzny, rosyjską Smienę. Tak zaczęła się jego przygoda z fotografią. Wiele lat później w cyklu Autorska Galeria Pamięci – Walizki Wędrujące to Pani Jance właśnie zadedykował walizkę, w której stworzył osobistą galerię zdjęć, opowieść o rodzinnym Wilnie i o jego własnej historii. Ta dedykacja jest wielce znacząca gdyż to za namową przyjaciółki rodziny po wyjeździe z Wilna zamieszkali w Bydgoszczy i mimo, iż Andrzej urodził się już w tym mieście to w głębi serca czuł się wilniukiem.
Niespełna 20 lat później, młody fotograf zrealizował wystawę Galeria 1914, będącą jednym z ważniejszych działań w ramach Akcji Lucim, w której aktywnie przez lata uczestniczył. Jego fotografie brały udział w wielu konkursach krajowych i międzynarodowych, zdobyły mnóstwo nagród, dyplomów, wyróżnień na czele z nagrodą Ministra Kultury i Sztuki oraz stypendium Urzędu Miasta Bydgoszczy. Odbyło się mnóstwo wystaw.
Fakty, fakty, fakty, ale dla mnie Andrzej był ciepłym i wrażliwym człowiekiem, którego fotografie są bardzo osobiste, dotykają głębi. Jak mówił sam Andrzej: „fotografia jest kontaktem z rzeczywistością, jednak zależy od wrażliwości fotografującego…dzięki niemu zdjęcie jest bogatsze, inspirujące do myślenia…według mnie zawsze fotografuje głowa, można mieć różne aparaty, ale najważniejsza jest głowa.” Jego była pełna pomysłów, wielu niedokończonych, wielu nigdy nie zrealizowanych, ale te które przekształcił w działania i obrazy, nigdy nie pozostawiły nas, widzów obojętnymi. Jak powiedział o nim kolega, fotograf, Wojtek Woźniak: „Andrzej był człowiekiem inaczej postrzegającym tę naszą rzeczywistość…był szalenie otwarty…był dobrym człowiekiem”. W życiu i działaniu „był artystą ale przede wszystkim był obserwatorem”, tak wspomina go przyjaciółka, Grażyna Bulatek, a on sam mawiał: „głęboko we mnie siedzi gdzieś reportaż” i to potwierdzały jego zdjęcia, na których wskazywał nam to co sami przegapiliśmy. Pokazywał piękno tam gdzie nam niezmiernie trudno było je dostrzec. Jak na wystawie Wprasowanki – ludzie, zwierzęta, domy, ulice…naznaczone upływem czasu, kadry specyficzne, zwracające uwagę na nieoczywiste, na długo pozostające w nas.
Pamiętam Andrzeja wchodzącego do naszej Galerii zawsze w tej samej oliwkowozielonej kurtce, z przydługimi włosami, niedbałą, bujną brodą, poprawiającego okulary lub spoglądającego w obiektyw aparatu…pozornie szaro i…ale to było niezmiernie złudne wrażenie…Andrzej był jednym z najbardziej kolorowych i inspirujących ludzi, których miałam szczęście poznać w trakcie mojej pracy…i prócz fotografii miał zawsze dla mnie uśmiech.
Był niesamowitym portrecistą, w swoich pracach doskonale chwytającym nastrój i emocje „wiszące” w powietrzu.
„Ocalić od zapomnienia” to tytuł wystawy poświęconej Andrzejowi Maziecowi, prezentowanej w Muzeum Fotografii w 2019 roku. A przecież „ocalić od zapomnienia” to główne zadanie fotografii i to przez lata było też głównym zajęciem Andrzeja, który koncentrując się na mijającym zapominał o przyszłości. W oku obiektywu zatrzymywał rzeczywistość w chwili, która „do niego przemówiła”, w tym jedynym, niepowtarzalnym, momencie. Na zdjęciach utrwalał świat, który przemijał, przefiltrowany w kadrach aparatu przez jego własną, niezwykłą wrażliwość.
Mimo wielu znajomych, kolegów, przyjaciół… był samotny
Karolina Triebwasser Drzycimska