Spektakl „Siedem grzechów głównych”
oraz otwarcie wystaw obrazów Jana Kaji i Jacka Solińskiego
20 października 2016, godz. 17.00, Salon Hoffman, Kujawsko-Pomorskie Centrum Kultury, pl. Kościeleckich 6 w Bydgoszczy
Prezentacja Galerii Autorskiej:
– spektakl pt. „Siedem grzechów głównych”– opracowanie i wykonanie Mieczysław Franaszek
– otwarcie dwóch wystaw obrazów: Jana Kaji – „Przeczuwanie”
i Jacka Solińskiego – „Aniołowie odnalezieni”.
Wystawa czynna do 16 listopada 2016
Mieczysław Franaszek, ur. 1944 roku. Aktor teatralny i filmowy, podróżnik, absolwent Wydziału Aktorskiego PWST
w Krakowie (1968). Debiutował w 1966 roku w Teatrze „STU”, którego był współzałożycielem. Pracował w kilkunastu teatrach w Polsce, zagrał kilkadziesiąt znaczących ról. Od czterdziestu lat współpracuje z kilkoma ośrodkami TVP oraz redakcjami radiowymi wielu miast. W 1986 roku zagrał główną rolę w filmie „Bohater roku” w reż. F. Falka. Brał udział
w krajowych i międzynarodowych festiwalach teatralnych, na których otrzymywał wiele nagród aktorskich. Zajmuje się również fotografią (autor kilku wystaw indywidualnych).
O pospolitej grzeszności i jej wizerunkach.
O monodramie Mieczysława Franaszka „Siedem grzechów głównych”, monodramie stworzonym na podstawie dwóch powieści Krzysztofa Vargi „Tequili” i „Trocin” głośno było w Bydgoszczy już od kilku miesięcy. I wreszcie stało się –
15 września znakomity aktor zaprezentował swój monodram w wypełnionej po brzegi „Galerii Autorskiej” Jana Kaji i Jacka Solińskiego. Mieczysław Franaszek oczarował publiczność bogactwem stanów emocjonalnych, które zaprezentował na scenie. Niewielu mamy w Bydgoszczy aktorów, którzy w intymnej przecież relacji widz – aktor, tak charakterystycznej dla monodramu, równie znakomicie i profesjonalnie sobie radzą jak właśnie Mieczysław Franaszek. Emocje odtwarzane przez aktora były powściągliwe. Grane skromnym gestem i mimiką umiaru. I żadnej przy Franaszkowej prezentacji owych sławnych grzechów głównych nie było egzaltacji, przerysowań, karykatur. Siedem grzechów głównych bydgoskiego aktora nie miało siły jakichś demonicznych objawień, barwnego kolorytu zła. Przeciwnie, przerażająca była w prezentacji Franaszka pospolitość zła, jakby jego powszedniość, zwykłość i codzienność. Franaszek, posiłkując się tekstem Vargi powiadał nam ze skromnej sceny „Galerii Autorskiej” – ależ zło, które się współczesnemu człowiekowi przytrafia, grzechy, które są jego udziałem, nie są barwnymi fajerwerkami, powtórzeniem wizji Hieronima Boscha. Nie, nie, grzeszność współczesnego człowieka, jego pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, obżarstwo, gniew i lenistwo powstają w M-3, na jakimś zapomnianym blokowisku, w kilkunastoletnim samochodzie, z kilkutysięcznym kredytem, często przy lichej pensji. To nie jest grzeszność królów, książąt, czy biskupów. To grzeszność pospolita, chciałoby się wręcz powiedzieć, grzeszność maluczkich. I taką ją odtwarzał Mieczysław Franaszek.
Krzysztof Derdowski
Fragment tekstu pochodzi z audycji „Śniadanie
z muzami” wyemitowanej 18.09.2016 w Radiu „PIK”
Jacek Soliński, ur. 1957 roku w Bydgoszczy. Grafik, malarz, publicysta, wydawca. Od 1979 roku prowadzi, wspólnie
z Janem Kają Galerię Autorską w Bydgoszczy oraz przypisane jej wydawnictwo. W latach 80. realizował projekty konceptualne i opublikował własnym sumptem, w technice linorytu, trzy książki unikatowe oraz pięć tomików prozy. Wspólnie z J. Kają opracował i wydał szereg albumów monograficznych poświęconych artystom plastykom. Autor kilkudziesięciu wystaw indywidualnych. Dokumentacja działalności Galerii Autorskiej i dokonania jej twórców eksponowane były w różnych ośrodkach w kraju: Bydgoszcz, Gdańsk, Sopot, Toruń, Warszawa, Łódź, Kraków, Lublin
i zagranicą: Paryż, Rzym, Tokio, Edynburg. Od 1986 realizuje w Galerii Autorskiej swoją coroczną urodzinową wystawę linorytów. Wydał kilkanaście własnych publikacji, w których łączy grafikę z epigramami, modlitwami, poezją i prozą. Zrealizował wiele cykli linorytów oraz cykl malarski 366 aniołów zatytułowany „Opiekunowie czasu”.
Anioły w czasie marnym
Cykl „Opiekunowie czasu” zrealizowany przez Jacka Solińskiego w latach 1996–2015 legitymuje się 366 pracami. Jest to piękne credo artysty, wyznanie wiary i to w sensie podwójnym, bo zarówno metafizycznym, jako przeświadczenie
o przenikalności sacrum w ograniczoną ludzką kondycję, jak też wiara w moc sztuki, zdolnej manifestować obecność tego, co Inne. Zbiór określa i charakteryzuje zatem również stosunek artysty do świata i ludzi, jest w jakimś sensie definicją jego tożsamości, pojmowanej jako zakorzenienie na pograniczu ducha i materii, czasowości i wieczności, jest świadectwem obecności Boskiego światła w rzeczywistości apostatycznej, w ciemnym świecie zwątpienia, niewiary i upadku. Postać anioła zapowiada i otwiera ten transcendentny horyzont, ku któremu zmierzał już bohater linorytów, z drugiej strony, przekraczając ograniczenia czarno-białej linii, eksponuje możliwości ekspresywne koloru, który tu, poza funkcją czysto artystyczną, pełni też istotną rolę symboliczną. Anioł-Opiekun to jednocześnie widomy znak Obecności, patron wędrowca-poszukiwacza, mądry, dobroduszny przewodnik, wskazujący kierunek i wiodący cierpliwego pielgrzyma nieodmiennie ku górze. Anioły Solińskiego pozbawione są tej tkliwej emocyjności, a jednocześnie naturalistycznie konkretnej postaci, jaką znamy z malarstwa dawnego, nie są też abstraktami, jak w malarstwie współczesnym. Ich hieratyczność, symetria, ciepłe harmonie kolorów rozświetlone wewnętrznym światłem i to zbiorowe współistnienie przypominają prawosławny ikonostas; działają w sensie estetycznym właśnie swoją ilością, jako zbiór czytelnych kształtów, łagodnego światła i kolorystycznych tonacji, napełniających przestrzeń fizyczną dobrem i miłością, i zwiastujących przeanielenie rzeczywistości ziemskiej. Aniołowie istnieją tu swą tajemniczą obecnością, jako świadkowie upływu dni i lat, świadkowie człowieczych zmagań
z losem, są dobrodusznymi wspomożycielami człowieka, emanują dobroczynną mocą zbawczej nadziei, zapraszają do pogodnej koegzystencji, zwiastują dobro i miłość, są wyrazem przeświadczenia o nieustannej korespondencji Nieba i Ziemi.
Piotr Siemaszko
Jan Kaja, ur. w 1957 r. w Bydgoszczy. Malarz, wydawca, fotograf. Od 1979 r. wspólnie z Jackiem Solińskim prowadzi Galerię Autorską i wydawnictwo w Bydgoszczy. Na początku lat 80. realizował projekty konceptualne (plakaty – odezwy). Wspólnie z J. Solińskim opracował i wydał szereg albumów monograficznych poświęconych artystom plastykom. Jest autorem wielu wystaw indywidualnych (Bydgoszcz, Gdańsk, Sopot, Toruń, Warszawa, Łódź, Kraków, Lublin, Paryż, Rzym
i Edynburg). Jego obrazy oparte na relacji między twarzą i dłońmi stanowią swoisty jednoosobowy teatr. Malarz traktuje twórczość, jako powrót do stanu spontaniczności, by dzięki niej odkrywać człowieka w całej jego prostocie wyrazu
i jednocześnie duchowej głębi. Autor cykli malarskich: „Postacie nierealne”, „Bramy”, „Droga Krzyżowa”, „Rozmowy”
i „Ludzie jak aniołowie”.
(…) Obrazowanie życia – jakby między scenami z ludźmi, zwraca uwagę na coś stale aktualnego, na ustawiczną teraźniejszość dokonującą się w rozumieniu. Można to nazwać środkiem obecności, który jest duszą. Wszystkie namalowane przez Jana Kaję postacie w jakimś sensie są obrazem tego samego człowieka. Kim jest ten człowiek? Czy jest osobą wciąż stającą się? (…) Rola artysty jako współbrata i przewodnika to postawa, która zdaje się być dla Kaji czymś wiodącym – istotnym i przekonywującym.
Jacek Soliński
Człowiek jest tu przedstawiony w całym swoim cielesnym pięknie i sile, ale jednocześnie z pewnym piętnem dramatyzmu sygnalizowanym zarówno gestyką, jak i usytuowaniem w przestrzeni zamkniętej, klaustrofobicznej, opresyjnej. Jan pokazuje człowieka jako istotę pełną godności, czynną, podejmującą trud współżycia ze światem. Jest w tych postaciach pewna pierwotna czystość i prostota, coś, co łączy je zdecydowanie bardziej z surową prawdą natury niż z iluzorycznym urokiem cywilizacji. (…)
Piotr Siemaszko
(…) Artysta – jak należy się domyślać – staje po stronie wyraziście zdefiniowanego systemu wartości. Siła tych obrazów zasadza się, zatem na fundamencie prostoty i jasności przekazu. Patrząc na nie można domniemywać, że w świecie duchowym Jana Kaji nie ma miejsca na tani, ogłupiający relatywizm, a jego sztuka nie potrzebuje dla zaistnienia
i potwierdzenia swojej głębi bezwartościowych, popkulturowych fajerwerków, czy równie jałowych estetycznych prowokacji. (…)
Krzysztof Szymoniak