Z cyklu PAMIĘĆ: Lech Łbik – Bezkres historii
Wieczór wspomnień prowadzą: Adam Gajewski i Paweł Gąsiorowski
Żegnamy Lecha Łbika. Dobrego Człowieka, ojca, męża, przyjaciela, naukowca, historyka, niezrównanego narratora. Odszedł tam, gdzie już od dawna przebywają bohaterowie jego książek i opracowań: król Kazimierz Wielki, Mikołaj z Ryńska, „Dorotka”, czyli błogosławiona Dorota z Mątowów – wszedł w Historię. Nie rozpaczajmy jednak. Nikt skuteczniej od Lecha nie dowodził, że historia nie jest zakończeniem życia – wciąż powstają jej kolejne karty i rozdziały. Historia Lecha Łbika została powierzona nam, jego Przyjaciołom.
Nie tylko wspomnienia, ale i kreacje będą nam towarzyszyć. Grono przyjaciół, na czele z żoną Elżbietą Ługiewicz-Łbik zabiega o wydanie książki, której Lech poświęcił kilka ostatnich lat swojego życia (ostatnich, jakże strasznie konkretnie brzmi to teraz…). Dzieło nosi tytuł Mikołaj z Ryńska, rycerz spod znaku jaszczurki.
Do Mikołaja z Ryńska
Gonię cię, tropię, chciałbym zobaczyć,
rycerzu ze skazą,
po którym pozostało kilka świstków pergaminu,
z jakich ktoś skleił
fałszywą legendę.
Uganiam się za tobą
po polach wiosek,
brukach miast,
ruinach gotyckich zamczysk,
półkach bibliotek,
zaułkach codzienności.
Ważę myśli,
cedzę słowa,
kreślę i upadam,
bo nie ma drogi w twoją stronę –
ciemność tylko gada.
(Lech Łbik, 14 listopada 2004)
„Niemal każdy pragnie, by o nim mówiono i pamiętano, najlepiej dobrze i wiecznie. Artyści i uczeni zdobywają rozgłos poprzez dzieło, żarliwi słudzy Boga poprzez świętość, szlachetni ludzie oręża poprzez czyn. W perspektywie zbiorowego uznania liczy się czyn śmiały i wielki, niekoniecznie skuteczny, umotywowany takimi wartościami, jak męstwo, wierność, honor, wielkoduszność czy umiłowanie ojczyzny. […]
Wąskie grono wymienionych wybrańców losu dopełnia Mikołaj herbu Rogala, pan dużej wioski Ryńsk, położonej w samym sercu krzyżackiej niegdyś ziemi chełmińskiej, na południowy zachód od Wąbrzeźna. Mąż tyleż tragiczny, co zagadkowy, któremu różni ludzie przyprawili dwojaką, iście „Gombrowiczowską gębę” nikczemnego łajdaka i żarliwego patrioty. Mimo to ów „wierny”, wręcz „ukochany” rycerz wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen doprawdy miał się czym chlubić. Wespół ze swymi krewniakami założył rycerskie Towarzystwo Jaszczurcze, piastował zaszczytną godność chorążego ziemi chełmińskiej, wielokrotnie nadstawiał kark w zbrojnych konfliktach brodatych mnichów-rycerzy z Litwinami, Duńczykami i Polakami. Życie wszak wystawiło go na znacznie cięższe próby. Osobisty dramat tego rycerza rozpoczął się na polu bitwy pod Grunwaldem, gdy druzgocąca klęska militarna zdawała się zapowiadać rychły kres istnienia pruskiego państwa zakonnego, budowanego od stu osiemdziesięciu lat drogą hojnych nadań, krwawych podbojów i pieniężnych zakupów. Kroki, jakie podjął w najbliższych miesiącach po grunwaldzkiej bitwie, wiosną roku 1411 sprowadziły go do Grudziądza, gdzie z wyroku kolejnego wielkiego mistrza, Henryka von Plauen, stracony został pod zarzutem tchórzostwa i zdrady.
Miejsce oczekiwanej sławy zajęła hańba, która wedle starej maksymy japońskich samurajów „jest jak blizna na drzewie: nie znika, ale wzrasta z upływem czasu”. Zgodnie z wymową przytoczonego porzekadła piętno zdrady pruskiej ojczyzny zdeterminowało po kilkuset latach krytyczne oceny postaci Mikołaja z Ryńska w niemieckiej nauce historycznej”.
[fragment L. Łbik, Mikołaj z Ryńska, rycerz spod znaku jaszczurki]