Spotkanie z Anną Sucharską – fotogaleria
Spotkanie z Anną Sucharską, filolożką, historyczką, animatorką kultury zaprzyjaźnioną m.in. z W. Whartonem i L. Alvenslebenem
Nieprawdopodobność w codzienności – pod takim tytułem odbyło się spotkanie z Anną Sucharską z cyklu …i żeby się spotkać i pogadać, które prowadziły Małgorzata Grosman i Alicja Dużyk (18.03.2023).
Anna Sucharska to kobieta wielu pasji: filolożka, animatorka kultury zaprzyjaźniona z Williamem Whartonem, od 1993 r. prowadząca Szkołę Języka i Literatury, pisarka oraz historyczka, która „zmieniła bieg dziejów”, odkrywając polskość Ludolfa Alvenslebena z Ostromecka mylonego z hitlerowcami. I nie bała się o tym napisać w książce Czas jak strumień… Z dziejów Ostromecka (1990 r.).
Słuchając opowieści mieliśmy chwilami dysonans poznawczy, bo historia wydawała się baśnią… Tak na przykład Anna Sucharska opowiadała o historii Ostromecka i losach ostatniego właściciela Ludolfa Alvenslebena, który czuł się Polakiem, walczył w armii Andersa, a… był mylony z dwoma zbrodniarzami wojennymi:
„Nastąpił nagły zwrot w tej opowieści, z grecka mówiąc – perypetia, jak w klasycznie skonstruowanej tragedii. To historia, której nie wytrzymałaby żadna literatura, czy opowieść filmowa, bo jest tak mało prawdopodobna. Odkryłam, że było trzech Ludolfów Alvenslebenów, a nawet czterech, biorąc pod uwagę Ludolfa Busso urodzonego już po zakończeniu wojny. Wszyscy mieli to samo imię i nazwisko. Jeden pochodził z Ostromecka, drugi z Cichoradza, trzeci z Płutowa. Ludolf Hermann (1901 – 1970) z Płutowa był nazywany przywódcą katów”. […] Wspominała: „Z niedowierzaniem, z dystansem poznawczym, rozgraniczam władanie Ostromeckiem przez „dobrego” i „złego” Alvenslebena – dwóch różnych ludzi, chociaż braci; a za przewijającą się w literaturze postacią o nazwisku Ludolf Alvensleben – trzech różnych ludzi, nie spokrewnionych ze sobą. Z sensacyjną wiadomością udałam się do mojego zleceniodawcy, dyrektora Filharmonii Pomorskiej….”.
Kolejna scena filmowa. Anna Sucharska przyznaje: „Jest to materiał, z którego mogłaby powstać ziemiańska powieść o poetyce melodramatu. Młoda para Katarzyna Bnińska i Joachim Martin Alvensleben udali się w podróż poślubną do Ameryki Południowej, do Argentyny. Joachim posiadał w Argentynie zamorski majątek. Kilka miesięcy później w 1908 r. przyszedł na świat pierworodny syn, który po dziadku otrzymał imię Albrecht, w domu zwany Tito – z hiszpańskiego „mały”. Małżeństwo nie układało się, Katarzyna uzyskała rozwód w 1921 r. , wyemancypowała się, pozostawiając już wówczas dwóch synów pod opieką ojca. Mieszkała najpierw w nad morzem w Sopocie, potem – aż do śmierci – w bawarskich Alpach. Kiedy dowiedziała się o że Joachim został uwięziony za drutami kolczastymi katowni w Dachau, powiadomiła Berlin, że Albrecht nie jest synem Joachima Alvenslebena. Jego biologicznym ojcem jest profesor z Argentyny, żydowskiego pochodzenia”.
Bohaterka spotkania zachwyciła licznie zebranych gości.